Nasz bohater niedawno odpowiadał na szkolne pytania internautów. Jeśli jesteście ciekawi, jakie kwestie nurtują uczniów, koniecznie zajrzyjcie do artykułu „Empik x Tomasz Rożek – zawsze chcieliście to wiedzieć!”. Dziś to ja zadałam mu kilka pytań dotyczących jego codziennej praktyki oraz wyzwań związanych z pracą na rzecz Europejskiej Agencji Kosmicznej.

Rozmowa z Tomaszem Rożkiem

Aleksandra Woźniak-Tomaszewska: „Nauka. To lubię” – to nazwa pańskiej Fundacji i kanałów w social mediach. Za co lubi pan naukę?

  • Tomasz Rożek: Za to, że daje mi odpowiedzi na to, czego poszukuję, za to, że daje mi narzędzia do tego, żeby te poszukiwania uskuteczniać, i za to, że otwiera moją głowę. Tych powodów jest bardzo dużo.

Na stronie Fundacji w sekcji „o nas” znalazłam fragment „Fundacja Nauka. To Lubię, w ramach swojej misji, przyznaje granty dla zdolnych, młodych naukowców. Wspiera czasem szalone, ale zawsze wartościowe projekty, za którymi stoją młodzi ludzie z ogromnym potencjałem.” Kim są ci młodzi naukowcy, których wspiera Fundacja Nauka. To lubię?

  • Dla nas młody naukowiec to nie jest ktoś po doktoracie, czy właśnie rozpoczynający karierę naukową. To młody człowiek, który uczy się w szkole podstawowej lub liceum. Ktoś, kto czasami nie potrafi zasnąć, bo po głowie chodzi mu jakaś myśl i chce coś zrobić, ale czasami do realizacji planu brakuje kilku tysięcy złotych oraz nie ma osobowości prawnej, przez co nie jest w stanie wystąpić do tradycyjnej instytucji o grant, czy stypendium. To bardzo częsta bariera, której nie jest w stanie przeskoczyć, a my mówimy „w porządku, masz pomysł? Pochwal się nim. Usiądziemy, porozmawiamy i być może go sfinansujemy.” Warto jednak pamiętać, że to nie są duże granty. Chciałbym, żeby były większe, ale Fundacji po prostu na to nie stać. Jednocześnie uważam, że nas nie stać nas także na to, żeby ich w ogóle nie przyznawać.

Chcesz jeszcze więcej dowiedzieć się o naszym rozmówcy? Zajrzyj tutaj:

Nauka na miarę XXI wieku. W rytmie pop, serii fortunnych zdarzeń oraz w dżinsach zamiast fartucha


Można posłuchać pana w radiu, zobaczyć w telewizji. Prowadzi pan kanały na YT, publikuje teksty na blogu i nie tylko. Formy i platformy medialne, na których pan występuje można wymieniać bez końca. Która forma dzielenia się pasją jest najprzyjemniejsza, a która stanowi największe wyzwanie?

  • Mam to szczęście, że nie muszę się przejmować wyzwaniami technicznymi. 
    Nie mam swojej ulubionej formy przekazu. Są rzeczy, które łatwiej jest mi opowiedzieć w radiu, są inne, które wolę pokazać, więc wszelkie media takie jak radio czy podcast po prostu odpadają. Natomiast mam świadomość, że robienie materiału video bardzo często długo trwa, wymaga odpowiedniego pleneru, wymaga odpowiednich warunków. Czasami jest tak, że pojawia się jakaś ważna informacja, którą muszę szybko skomentować, żeby moi odbiorcy dostali komentarz od razu. Wtedy nie ma czasu na to, żeby rozstawiać światła, kamerę, nagrywać, wysyłać do montażysty. Tak przygotowany materiał byłby dostępny po 8-10 godzinach, a to jest za dużo. Wtedy oczywiście wybieram inną formę – piszę lub nagrywam tylko dźwięk. Każda platforma ma swoją specyfikę. Niektóre treści oczywiście mogą pojawić się na wszystkich możliwych.

Newsy warte skomentowania pojawiają się bez ostrzeżenia. Tym bardziej, że wraz z samą wiadomością od razu do mediów spływa wiele spekulacji, które trzeba rozwiać. Przykładem może być sytuacja z Odrą. Jak przygotowuje się pan do stworzenia materiału z komentarzem do takiego pilnego wydarzenia?

  • Muszę powiedzieć, że takich filmów ze spekulacjami widziałem niestety całkiem sporo i to już po 30 minutach od samego newsa. Słowa „niestety” używam ponieważ film nagrnay tak szybko, nie może być rzetelny. Będzie opierał się właśnie o spekulacje, a dla mnie bardzo istotne jest to, żeby opierać się nie na intuicji czy strzępkach wiedzy, ale przede wszystkim na źródłach. Ja zresztą bardzo często te źródła podaję w opisach do swoich filmów po to, żeby ktoś, kto chce wejść głębiej w temat, mógł to zrobić. Podaję konkretne linki, nazwy czasopism naukowych albo kontakty do naukowców badających dane zagadnienie. Widzę, że moi odbiorcy to doceniają. 
    Z Odrą sprawy zaczęły się dziać bardzo szybko. Na wielu platformach, na których Fundacja jest obecna, pojawiały się prośby o mój komentarz. To pokazuje, że odbiorcy mają do mnie zaufanie, chociaż wiedzą, że nie komentuję takich rzeczy od razu, tylko siadam i próbuję skontaktować się z ludźmi, którzy są mądrzejsi ode mnie w tym temacie, którzy mają jakieś informacje. To zajmuje czas.
    Natomiast są też takie materiały, które można natychmiast skomentować. I takim przykładem, który mi od razu przyszedł do głowy, była sytuacja startu Rakiety misji Artemis 1. Kilkadziesiąt minut przed startem postanowiono ten start przełożyć z powodu jakiejś usterki na 3 września, ale i ta data może ulec zmianie. Śledziłem oficjalne kanały Amerykańskiej Agencji Kosmicznej i dzięki temu nie musiałem tego dodatkowo weryfikować. Poza tym na kanałach Fundacji regularnie pojawiało się mnóstwo materiałów dotyczących tej misji i bardzo zachęcaliśmy naszych odbiorców do bycia na bieżąco.

 

Dr Tomasz Rożek. Zdjęcie i okładka: materiały autora
Dr Tomasz Rożek. Zdjęcie i okładka: materiały autora

 

Skoro polecieliśmy w kosmos, to na chwilę w nim zostańmy. W tym roku został pan doradcą Europejskiej Agencji Kosmicznej. Na czym ta praca będzie polegała? Jakie wyzwania przed panem?

  • To brzmi tak, jakbym miał zostać etatowym doradcą, a tak nie będzie (śmiech). Zostałem zaproszony do grupy 12 osób, które będą doradzać dyrektorowi generalnemu Europejskiej Agencji Kosmicznej w kwestiach związanych z robotyczną i ludzką eksploracją kosmosu. Nie będziemy poruszać wątków technologicznych, skupimy się na komunikacji oraz edukacji. Ważne dla nas będą także kwestie społeczne, czy dotyczące transferu technologii z kosmosu do innych dziedzin, a także geopolityka. Nie mam jeszcze oczywiście pełnej świadomości wyzwań, które są przede mną, bo pierwsze spotkanie grupy doradczej będzie miało miejsce pod koniec września. Natomiast bardzo się cieszę i byłem zaskoczony tym, że dostałem taką propozycję.

Chciałby pan polecieć w kosmos?

  • Jasne, że bym chciał.

A co by pan chciał zobaczyć?

  • Wystarczyłoby mi być na niskiej orbicie ziemskiej, żeby zobaczyć, jak ta Ziemia śmiga pod nogami, choć może gdybym był na niskiej, to bym stwierdził, że teraz chciałbym polecić na tę dalszą.

A czy jest jakaś dziedzina nauki, którą chciałby pan zgłębić, ale brakuje na to czasu?

  • Jest takich dziedzin bardzo dużo, szczególe te, które zajmują się mózgiem, sztuczną inteligencją, komunikacją roślin czy grzybów. Chciałbym też zgłębić wiele wątków socjologicznych. To nie jest tak, że jest jedna dziedzina, o której marzę. Obawiam się, że ich jest dosyć dużo i wszystkie czekają na odkrycie (śmiech).

 

Kosmos, Tomasz Rożek

 

W pańskiej pracy kluczowy jest reaserch. Uczniowie i studenci mogą więc dostać od pana cenną lekcję w temacie szukania i weryfikowania poprawności informacji. Ma pan dla nich jakąś podpowiedź?

  • To jest bardzo duży temat i tutaj nie ma 3 albo 5 punktów od odhaczenia. Z całą pewnością jest tak, że człowiek, który wypowiada się, publikuje albo nawet udostępnia treści, na których się absolutnie nie zna, jest nastawiony na wysokie ryzyko popełnienia błędu. Bo takim pierwszym sitkiem informacyjnym jest nasza wiedza. Bardzo łatwo można każdego z nas okłamać w dziedzinach, o których nie mamy pojęcia. Więc moja pierwsza rada jest taka: jeżeli na czymś się nie znasz, to nawet gdy ci się wydaje, że coś jest prawdopodobne, poszukaj źródeł tej informacji. 
    Druga rada dotyczy weryfikowania autorów samych treści oraz badań, które w tekście są omawiane. Czytając artykuł, w którym pojawia się mnóstwo ciekawych, czasami rewolucyjnych, czasami oburzających informacji, warto sprawdzać podpisy autorów. Czy są to dziennikarze, czy może naukowcy? Zwykle w artykułach internetowych źródeł się nie podaje, ale już treści powinna pojawić się informacja o uniwersytecie, na którym powstał opisywany projekt lub badanie. Jeśli w tekście nie ma absolutnie nic, o co można zahaczyć, ja taki artykuł odrzucam, bo nie mam jak zweryfikować, czy napisano w nim prawdę. Jeżeli jednak są tam nazwiska, ośrodki naukowe, zaczynam sprawdzać, czy dany naukowiec rzeczywiście tam pracuje. Czy taki ośrodek w ogóle istnieje? A jeżeli istnieje, to czy na pewno się zajmuje określonym tematem. Wielokrotnie miałem do czynienia z sytuacjami, w których w jakimś tekście powoływano się na naukowca z konkretnego ośrodka naukowego. Po pierwszym wpisaniu jego danych w wyszukiwarkę okazywało się, że taki człowiek istnieje i rzeczywiście pracuje w tym miejscu. Tyle tylko, że on się zajmował czymś zupełnie innym i po prostu autor tekstu wykorzystał jego nazwisko, żeby podeprzeć jakąś swoją tezę, bo liczył na to, że o ile w ogóle ktokolwiek cokolwiek sprawdzi, to poprzestanie na tych podstawach. Uważam, że trzeba robić krok dalej i szukać głębiej. 
    Można zadać sobie trud zweryfikowania, czy autor dobrze zinterpretował to, co wynikało z badań wskazanego naukowca, ale to wymaga więcej czasu i wiedzy eksperckiej, bo większość z nas, dostając do ręki źródłową publikację naukową, nie ma kompetencji, żeby ją przeczytać ze zrozumieniem. Nawet ludzie, którzy mają kompetencje, muszą to robić w skupieniu, w ciszy i od deski do deski, czasami przeliczając sobie coś z boku gdzieś na karteczce. Weryfikacja źródeł to proces, który jednak warto uskuteczniać za każdym razem, jeżeli chcemy mieć pewność, że to co czytamy, komentujemy, udostępniamy, jest wiarygodne. To trochę brzmi jak zła wiadomość, ale z doświadczenia wiem, że przeważająca, większość fake newsów jest łatwa do obalenia.

 

wszystko w temacie powrotu do szkoły