Ryan Green na swój kryminalny warsztat często bierze bohaterów, którzy doświadczyli równie dużo, co ich późniejsze ofiary. Stara się nie tyle wytłumaczyć czytelnikowi genezę potwora, ile uświadomić, że wielu zbrodni można było uniknąć, gdyby osoba za nie odpowiedzialna, otrzymałaby szansę na socjalizację lub opiekę specjalistów. Czy przemoc rodzi przemoc? Taki wniosek nasuwa lektura książki „Zabić wszystkich” oraz wcześniejszej pozycji z serii True Crime wydawnictwa Wielka Litera, czyli „Mamy od tortur” – historii Gertrude Baniszewski morderczyni Sylvii Likens.

Zło, które urosło w dzieciństwie

Tym razem obiektem analizy jest Carl Panzram. Urodził się w 1891 roku w rodzinie wielodzietnej. Od rodziców doznał wyłącznie krzywdy – był bowiem bity, pozbawiony dostępu do opieki medycznej i zmuszany do katorżniczej pracy w polu. Szybko zainteresował się rozbojem. Kradł, by przeżyć, ale też czerpał satysfakcję z dokonywanych przestępstw. Smutki topił w alkoholu już od wieku nastoletniego. Po ukończeniu 14-stu lat uciekł z domu.

 

Zabić wszystkich Ryan Green

 

Liczne kradzieże doprowadziły go do zakładu poprawczego. Siła psychiczna i fizyczna Panzrama budziła niechętny podziw personelu oraz dyrektora ośrodka. Jednocześnie zdolność stawiania oporu oraz brak chęci podporządkowania się zasadom panującym w obiekcie były surowo karane. Włodarz poprawczaka osobiście „zadbał” o „nawrócenie” krnąbrnego ucznia. Carl ponownie mierzył się z karami cielesnymi. Bicie oraz molestowanie seksualne wyzwoliły w nim najgorsze instynkty. Tego typu praktyki w połączeniu z indoktrynacją polegającą na przyrównywaniu homoseksualizmu do grzechu wywoływały lawinę sprzecznych emocji.

Niewykształcony, samotny, zamknięty w sobie nastolatek nabrał przekonania, że wymuszony przemocą stosunek ze słabszym mężczyzną to sposób na okazanie dominacji. Takie poczucie towarzyszyło Panzramowi przez kolejne lata. Z takim poczuciem rzucał się na swoje ofiary. Takiego poczucia chciał się pozbyć, próbując nawiązać romantyczną relację, co skończyło się fiaskiem.

Historia Carla Panzrama to pasmo porażek i złych decyzji. Za wszelką cenę chciał przetrwać, naprostować jakoś swoją ścieżkę. Oczywiście sama metodologia działań także świadczy o niestabilności bohatera książki Ryana Greena. Niestety wszystkie próby kończyły się przegraną walką z własnymi żądzami, atakami ze strony systemu, ludzi albo na skutek niefortunnych zbiegów okoliczności.


Lubisz książki  true crime? Koniecznie zajrzyj do innych artykułów:


Rozsypane ostatki empatii

Przede wszystkim trzeba pamiętać, że „Zabić wszystkich” to zapis niezwykle brutalnych gwałtów i mordów, których Panzram dopuszczał się nie tylko z chęci zapewnienia sobie bezpieczeństwa. Zło, które obudziły w nim pierwsze doświadczenia dojrzewało, rosło latami. Gwałty stanowiły metodę pokazania wyższości nad gwałconym, ale także (paradoksalnie) bolesną próbę okiełznania własnej seksualności.

Warto mieć na uwadze fakt, iż Carl nie akceptował swojego homoseksualizmu. Kiedy los postawił przed nim człowieka otwarcie zainteresowanego romantyczną relacją, do głosu doszły wątpliwości, a co gorsza niecne uczynki sprzed kilku tygodni. Wizja spokojnego życia u boku kochanka rozsypała się niczym domek z kart. Podobnie jak ostatki empatii drzemiące w umyśle mordercy.

Książka do czytania w domu

Nie jestem osobą ostrożną czy rozważną w temacie dobierania lektur pod okoliczności. Na wycieczki pakuję cegły, a do metra wzięłam sobie „Zabić wszystkich”. Nie byłoby w tym nic szczególnie niezwykłego – w końcu moda na książki true crime zmiękczyła czytelnicze serca Polaków i raczej nikogo nie razi widok okładki upstrzonej tym czy innym mordercą. Problem polega na tym, że Ryan Green potrafi mnie rozbawić nawet w rozdziale o najgorszym przewinieniu Panzrama. Obok nieocenzurowanych opisów zbrodni, szczegółowej analizy kaźni pojawiają się tu świetne porównania czy metafory okraszone błyskotliwym żartem.

Od razu śpieszę także z zapewnieniem, że każdy dowcipny wtręt jest wykorzystany ze smakiem oraz poszanowaniem dla materiału źródłowego. Warsztat pisarski Greena polega na tkaniu opowieści wartko, sprawnie. Nie szczędzi on czytelnikowi trafnych podsumowań lub nawiązań do wcześniejszych elementów historii. Do swojego bohatera ma jednoznaczny stosunek – w słowach autora czuć próbę dokładnego, chronologicznego opisania faktów, podania ich na tacy. Język, jakim operuje pisarz imponuje prostotą i precyzyjnością. Nie bez znaczenia jest także bardzo dobre tłumaczenie Malwiny Kozłowskiej. Niuanse leksykalne w powieściach gatunkowych są według mnie niezwykle ważne, bo to właśnie one budują klimat.

I tu dochodzimy do mojej wycieczki metrem z „Zabić wszystkich” pod pachą. Zatopiłam wzrok w stronicach woluminu, osiadł on na jakiejś zręcznej alegorii podsumowanej subtelnym żartem. Odruchowo odłożyłam książkę na kolana, uśmiechając się szczerze do przeczytanego fragmentu. Wszystko odnotował siedzący naprzeciwko jegomość, chcąc wyrazić aprobatę reakcji. Sympatyczny wyraz twarzy zanikł, gdy mój towarzysz podróży dostrzegł obiekt wzbudzający wesołość, a raczej jego tytuł. Gdybym tylko miała okazję wyjaśnić mu, że to po prostu tak dobrze napisana książka! Niestety za szybko wysiadł. Nie pozostaje mi nic innego, jak przekazanie tego wam.

Po więcej recenzji zapraszamy do działu Czytam.